Danse Macabre

Całość otwiera scena improwizowanej sesji fotograficznej. Widzimy twarz pięknej dziewczyny, a kamera powoli się obraca, pikuje i zatrzymuje na jej nagich pośladkach. Dość powiedzieć, że to jedyny
Nowe dzieło Abdellatifa Kechiche'a ("Życie Adeli") to pozbawiony klasycznej dramaturgii zbiór impresji z życia młodych ludzi spędzających lato na francuskim wybrzeżu. Jego bohaterowie jedzą, piją i tańczą albo rozmawiają o jedzeniu, piciu i tańczeniu. Jak łatwo się domyślić, w życiu nastolatków pojawia się także mnóstwo okazji do przelotnych romansów oraz kilka szans na bardziej stabilne relacje. Opisując ten aspekt egzystencji bohaterów, Kechiche umiejętnie pogrywa z dwuznaczną sławą, której przysporzyły mu odważne sceny erotyczne...

Ups, czyżbym zaczął bezwiednie kopiować recenzję Piotra Czerkawskiego z poprzedniej części "Mektoub"? Mea culpa. Poza przeprosinami przyjmijcie do wiadomości fakt, że pewnie za rok – przy okazji ostatniego wersu opus magnum reżysera – ktoś wpadnie w ten sam wilczy dół. Zatem inaczej: nowe dzieło Abdellatifa Kechiche'a (i jak mniemam, stare również) to filmowy telegram. Tyłek. Stop. Cycki. Stop. Techno. Stop. Cycki, cycki, tyłek, tyłek, techno, tyłek, cycki, stop. Mam też wątpliwości, czy reżyser rozumie znaczenie słowa intermezzo, skoro stuka w telegraf niemal przez cztery godziny. Wyobrażam sobie sytuację, w której – jako nieodrodne dziecko kultury porno – jestem wymarzonym adresatem tej wiadomości. A jednak sposób, w jaki Kechiche podgląda tutaj młodość, nawet mnie wydaje się nadużyciem. 

Jak już się domyślacie, film pozbawiony jest klasycznej dramaturgii. Akcja rozpoczyna się na plaży, potem przenosi się do nocnego klubu, wreszcie zostaje spuentowana króciutkim epilogiem. Sekwencja na plaży służy za ekspozycję: poznajemy kwiat francuskiej młodzieży, wyszczerzonego wujka, który wyłania się z morskiej toni, oraz osiemnastoletnią turystkę trajkoczącą o jaskini platońskiej (no spoko). Po błyskawicznej, czterdziestominutowej rozmowie o niebie i chlebie, przenosimy się do nadmorskiej dyskoteki. Do tegoż przybytku rozpusty Kechiche wkracza już cały na biało i nakazuje potrzymać piwo wszystkim nudziarzom tego świata. Pośladki falują, basy pulsują, viva viva, Francja się kiwa! Tyłek w dżinsie, tyłek w lateksie, tyłek w lajkrze, tyłek w spandeksie, tyłek w jedwabiu. Widzialność obcowania człowieka z materiałem.  

Całość otwiera scena improwizowanej sesji fotograficznej. Widzimy twarz pięknej dziewczyny, a kamera powoli się obraca, pikuje i zatrzymuje na jej nagich pośladkach. Dość powiedzieć, że to jedyny rodzaj trajektorii kamery w tym filmie. Kechiche kręci w quasi-naturalistycznej poetyce, co w połączeniu z absurdalną długością twerkingowo-taneczno-pijackich sekwencji wywołuje efekt rodem z horroru. Ciało jest tutaj uprzedmiotowione w najgorszy z możliwych sposobów  – obezwładniająca nuda wpędza widza w nieustanną refleksję nad kolorem opalenizny, fakturą skóry, ilością piegów oraz procentową zawartością tłuszczu w organizmie. A że bohaterki definiowane są wyłącznie przez swoją nieskazitelną fizyczność (w zasadzie każda postać jest tu wprowadzona, excusez le mot, od dupy strony), film ogląda się jak relację z podświadomości zaślinionego satyra. Nie takiego z mitologii. Raczej takiego zza krzaka.

Być może, po tak chaotycznym opisie, cały ten bałagan skojarzy Wam się z pulsującymi kinetyczną energią potańcówkami Gaspara Noe ("Wkraczając w pustkę", "Climax"). Boże broń! To trochę tak, jakby porównywać teatr Piny Bausch do teledysków Seana Paula – można, ale nie przy zdrowych zmysłach. Gdzieś tam zaplatają się fabularne nitki, po klubie krążą znani z poprzedniej części bohaterowie, zaś kolejne sceny układają się na dobre słowo w "portret pokolenia". Młodzież ma swoje problemy, mówi o swoich potrzebach, a brzemienna Ophelie (w tej roli nieustraszona Ophelie Bau) pozostaje rozżarzonym jądrem tej planety i w sumie jedynym, fabularnym punktem zaczepienia. Tyle że Kechiche kiepsko blefuje i wkłada więcej serca w kilkunastominutową scenę seksu oralnego (już na jesieni w naszych pornhubach!) niż w psychologiczny rysunek którejkolwiek z postaci. Wszystko to składa się na upiorny, pretensjonalny film, który nawet fanom twórczości reżysera może wydać się niepotrzebnym ekscesem. Ciąg dalszy nastąpi – zostaliście ostrzeżeni. 
1 10
Moja ocena:
2
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones